piątek, 27 grudnia 2019

Paskal z wichrowych wzgórz

drobi drób widelcem przesypuje ryż
w klepsydrze talerzy z różyczkami
w pęknięciach jak linie życia
dłubie i kluczy pomiędzy

ubiera dłoń w czerwień i czerń
granat pochmurnej nocy
rozwija dym fajki na sążeń
ramiona rozpostarte
jak skrzydła rannego ptaka

wzgórze jest nieustannie
tam gdzie zeszłego roku
wieje wiatr cichych słów
ciemne przepływa niebo
i ostry nadciąga nów

kaleczy nas w głęboko
w serce

piątek, 20 grudnia 2019

ja i kosmos

kupujemy słońce w żółtych pastylkach
kobiety biegają jak motorki
mężczyźni jeżdżą jak traktory na wstecznym
psy w kagańcach szczekają do mikrofonów
w centrach handlowych

nasza muzyka napływa z kosmosu
i nie może dotrzeć do żadnego skrawka ziemi
tyle tu bigosu tyle śmieci tyle śmierci

leżę na podłodze i czuję
jak opływa mnie wszechświat
twoje dłonie szorstkie od pracy gdzieś tam
w wiecznym pogotowiu

jestem zdrowa
uzdrowiła mnie miłość
której nie zaznałam

jestem ja i kosmos
jest pięknie

czwartek, 19 grudnia 2019

Paskal poszukuje kobiety swojego życia

Powiedział że nie jestem kobietą jego życia
że kiedyś ją odnajdzie i będzie wiedział
- ja myślę że zrozumie dopiero kiedy ją utraci
mężczyzna musi przejść traumę odrzucenia

szykuję dzieciom kanapki ze świeżym ogórkiem
poranki siekają czas na równe cząstki
pachnie nowym i niezbadanym kosmosem
Paskal wstaje i zaczyna poranek od witania się z dymem

nie jesteśmy z jednej ulepieni gliny
on jest jak smok uwięziony w pająku
a ja to motyl spowity w pajęczyny
ślinimy się jedno do drugiego na próżno

Paskal siedzi w oknie za którym źli ludzie
ścięli dorodną lipę i wywieźli do lasu
mówi że nie jestem kobietą jego życia
a potem spluwa i idzie w miasto

kobieta życia wiele utrudnia

środa, 18 grudnia 2019

*** (nie śmierć mi tutaj Anko)

nie śmierć mi tutaj Anko w korytarzu
wejdź dalej i zdejmuj wszystkie łaszki
wytrzemy cię do sucha i zawiesimy
w centralnym miejscu na tobie oko

jest na czym że śmiejesz się słodko
idiotko nie umieraj tak zaraz w progu
pokłoń się najpierw bogu znajdź dwa złote
będzie na potem bo "potem" nadejdzie

we dwoje możemy iść wszędzie
dwa srebrne pierścionki jak przysięga
ty na zakręcie ja na finiszu
i klękam przed tobą niebogo

rozsznurowuję więzadła mowy
nie śmierć mi tutaj Anko
jeszcze mi będziesz kochanką
a ja będę przy tobie jak nowy

dorwę się do owoców i zasmakuję
rozsupłam rozedrę rozpakuję
a na cóż ci słowa obrazy
mnie nic nie zrazi i nie zniechęci

co jest nam wspólnie utkane
to się rozedrze na amen
pan z panią pani z panem
z raną śmiertelną po-ranek

poniedziałek, 16 grudnia 2019

zapach włosów

kiedy umysł zapada się w czarną otchłań 
i włożona weń ręka nie daje się wyjąć
kiedy słowa nie znaczą tego co znaczą 

i są słabą poświatą na przedrannym niebie
wtedy myślę o zapachu włosów
jednam się z nim i zamykam oczy

wystarczy

muszę przetrwać do końca dnia
do końca deszczu i do końca zupy
potem będzie już łatwiej
pleść swoje trzy po trzy
niezauważenie poza
pleść warkocze

a potem ubrać sukienkę
zebrać głosy za życiem
rozpisać plan na cyklotron
złożyć równanie wody na Marsie
- wystarczy tylko przetrwać
do końca dnia

niedziela, 15 grudnia 2019

jestem ja

jest zima bez śniegu
są usta bez pocałunku
jest niebo bez końca

jestem ja

gdyby spieniężyć nasze lęki
zgniłe fundusze mogłyby obrać nowy kierunek
dla całej ludzkości

gdyby naszą egzystencję sprowadzić do miłości
byłoby nas stać na miód i mleko
i różowe pieluszki

dlaczego nie kochasz swojego dziecka
choć ono kocha cię od zawsze
zanim się urodziło

jestem ja. jestem ja
znajdę stajenkę pośród chmur
będą się kłaniać trzej mistycy ze wschodu

będzie się snuć zimowa baśń pięcioksięgu
synonimy o żeńskich końcówkach
dopóki jestem ja

Paskal odlatuje

od patrzenia. od patrzenia ciepło
od patrzenia ciepło rosną mu skrzydła u ramion
wzrok unosi go pod niebo jasne
wymalowane sokiem z chabrów

tak. w słowach jest moc. w słowach jest moc
stwarzania, rodzenia i umierania
Paskal rodzi się co kilka dni na nowo
na jej kolanach. w jej słowach

są maleńkie ziarna prawdy
słodkie niczym miód z goryczką
po nich nie można umrzeć.
poziom nieśmiertelność

wtorek, 10 grudnia 2019

Paskal głęboko w lesie

jesień. jedziemy autem
benzyna pieni się na zakrętach
a wokół las i las i las
i wstążki szarych dróg

wjeżdżamy głębiej w nas
jest ciemniej i chłodniej
młode drzewka rozsypane
jak zapałki po letniej burzy

przystańmy, proponuję
przystajemy. Paskal wysiada
opiera się o karoserię
i sypie tytoń do fajki

jego świat budzi się właśnie
do życia. wchodzimy między drzewa
powstają przed nami stwory
jak z mrocznych baśni

powyginane konary obejmują
teraz nasze ludzkie sprawy
z północy nadciąga mgła
i zjada drugi plan

dziki śmiech Paskala
zwołuje wilki 

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Z Paskalem na peronie

stoimy na peronie

jest upał ale w plamach cienia
daje się ustać przez chwilę
za moment wjedzie kolej
oddalimy się z tego miejsca

miasto płonie, zasysa
pod wiatą zaduch owoców
życie miesza się ze śmiercią
na betonowych placach

Paskal sięga mojego ucha
nadgryza delikatnie
wstydzę się ale to nic -
nie widać nas zza ściany upału

na ławce kładzie bluzę
siadam na niej i w udach
czuję miękkość materiału
jest skwar i wszystko wilgotnieje

jest skwar i parujemy
jest skwar i za chwilę
zlejemy się w jedną kulę
ognistej materii

pomkniemy dysząc
w przestrzeń kosmosu

Paskal i ognisko

od wczoraj jestem w ciąży
za wcześnie żeby o tym mówić
Paskal bryka jak koziołek
przerzuca pnie drzew
układa z nich ognisko

będzie mnie dzisiaj grzać
stopy marzną najbardziej
są daleko od serca
teraz jednak jest ciepło
patrzę na niego z czułością

wczoraj moje "ja"
podzieliło się na pół
dusza dziecka mości się
we mnie i śpiewa
mamo, jesteś piękna

kiedy wieczorem Paskal
postanawia wyjechać
dusza maleństwa
łączy się z moją
i na pożegnanie
grzejemy się razem
przy ostatnim pieńku

Paskal i niecórka

Paskal spłodził syna, naprawił dach
i zamieszkał na poddaszu
zaczął żyć życiem bohemy
zapuścił korzenie

proszę go odtąd by wynosił śmieci
raz dziennie i dwa razy w sobotę
- za dużo ich między nami
lubimy przecież czarną pustkę i nicość

miażdży wtedy orzechy
w uścisku silnych palców
patrzy tak jakby linia wzroku
była naszą linią ostrzału

myślę jeszcze o córce
ale tylko w niedzielę
przytulam ją do czarnego serca
kiedy cicho kwili...

wtorek, 3 grudnia 2019

Paskal i kolacja

jestem czysta
nie przechowuję w sobie złych myśli
żadnych nadmiernych słów
jestem koszerna

Paskal obiera ziemniaki
spod jego palców i ostrego scyzoryka
wypadają długie spirale Fibonacciego
plaskają w dno miski

jestem czysta
nie oceniam człowieka
który ubił wołu na kolację
którą spożyjemy w milczeniu

moje poświęcenie
nie jest tak wielkie jak jego
jestem czysta od sprzeciwu
wymówek i pytań

trochę jak Izaak

Paskal w zadumie



czasem myślę o tym że umieram

powietrze gęstnieje i przestaje obłędnie wirować
rozpływa się w szarej mgle mój zapach

Paskal staje wtedy w zadumie
zaduma zastaje go w tramwaju
albo w tunelu, zamraża
i oblewa mu wrzątkiem serce
Paskal klęka

to nie tak, że czegoś mu brak
ma wszystko





Paskal i arka

budujemy arkę, ja sprzątam
a Paskal kleci coś z drewna
wokół walają się wióry
pachnie życiem
rozwiercanym do żywego

z tego bałaganu coś powstanie
trzeba mocno w to wierzyć
i ja przecież wierzę
pierwsza okazuję podziw
a potem idę po miotłę

kiedy wybiegam w przyszłość
arka przybiera różne wzory
kolejność desek zmienia się
algorytmicznie ale nijak
nie mogę jej zobaczyć

muszę się zdać na budowniczego
a on zastyga z dłutem w ręku...
planuje teraz skok w nadprzestrzeń
ma większe sprawy na sercu
mała, bądź cierpliwa

więc jestem, dla Paskala
jestem aniołem
bo on jest dla mnie
jak młody Noe, mówię sobie
dzięki niemu przetrwamy

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Paskal i ślady na piasku

Paskal skradł serca głuptaków
rozsypał je po zmrożonym piasku
wiatr oprószył śniegiem
jest ofiarnie

siedzimy - on je wieczerzę
z papieru wyciąga bochen
papier szybuje latawcem
i wpada na fale

potem idziemy bez słowa
niby to naprzód
stawiamy kroki na piasku
blisko siebie

ziemia nie daje odpowiedzi
choć wpatruję się w nią
aż pieką powieki
a łzy moczą rękawiczkę

Paskal całuje na pożegnanie
tak mocno że czuję
niebieskie światło
Kasjopei

szczypie w policzki
a potem mówi jakieś
mądre zdanie
mała, że coś tam...

serca głuptaków
skrzą się bo mróz
obejmuje mnie teraz
w posiadanie

czwartek, 31 października 2019

wiatr

tymczasem tunel wiatrowy
a wiatru ci u nas dostatek
przyjm ten nagi wiatr od morza
niech ci sprzyja
rozwiewa włos i obyś nie wyłysiał
obyś włosami muskał jej skroń
pochylając się nad czerwienią ust

tymczasem wiatr od morza
pachnie solą i wolnością
w tunelu jest ptak
a w moich snach
mówię kocham
do niego

piątek, 25 października 2019

***

ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać

idziemy pomiędzy konarami starych drzew
las wypłaszcza się dywanem nad samą wodę
szeleści historiami sprzed dwustu lat
jakieś powstania upadki wojny światów

dziki jest umysł kiedy trafia w objęcia gałęzi
nie zlicza chrzęstów kości i przecinania lisich dróg
stłoczenie życia oddech narodzin i ścierwa
przenika do płuc i wyzwala prawdziwość

ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
boją się stawiać pierwsze kroki boją ostatnie
zapatrują się w niebo gdy tu spod nóg
wypływa wartki strumień znaków

maleńkie zawiązki pośród zgniłych liści
szyszki pękate od nasion zgniecione
zdeptane nogą nieuważnych wędrowców
którzy nie potrafią przystanąć w porę

ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać

środa, 16 października 2019

Ciemnia

Idzie ta ciemnia głucha
Przeszywa dreszczem dżdżu
Blaskiem rozlanych świateł
Kroczy mgłą zaciężną

Spodziewa się i nadziewa
Nadzieją kruchą i topliwą
Woskiem konfesji
I zmazanych napisów

Znaczy igłami jodeł
Kwiatami rozchodników
Chrzęści oddechem lasu
Pełnym rozmiękłych snów

Idzie ku nam
Wstecz się nie obraca
I ścieli się pod nogi
Moskwa i Stalingrad
Martwych żuków

Wśród nich ty
Nagi
Ubogi
W duchu

poniedziałek, 14 października 2019

Słońce

Słońce ostre tak
że wycina przerębel
W szybie auta
Sięga mackami wyciąga na świat
Teraz już świecę
Promienie alfa beta gamma
rozpadam się w drobny mak
Syria ginie gołębiem
pod kołem mojego...

A jeszcze dzień wcześniej
Nie znaliśmy słowa śmierć
A trzy dni wcześniej
Ssaliśmy matkę naturę
Jej łono rozkładało się
we wszystkich wolnych
przestrzeniach duszy

Był świt
Kiedy stawało się
w drzwiach wolności
I zaczynało na nowo
A teraz słońce pazerne
Wyjada ze środka
Cały środek

środa, 11 września 2019

wiersz o szczęściu

następny wiersz będzie o szczęściu
obiecuję
smutek nie może trwać długo bo nudzi
najbardziej oddanych
przyjaciół

napiszę o szczęściu
które napotkam
za rogiem - lawinę światła
zaciężne wojska jabłonek
widok z wierzchołków wzgórz

będą tam ludzie z dawnych lat
powiedzą że zawsze mnie kochali
że byłam gwiazdą na ich niebie
aż niebo zawiśnie miękko
pod głową - namacalnie

czasem martwi mnie to że się nie martwię
o jutro
czy będzie mnie komu objąć
zamknąć usta ustami

czwartek, 5 września 2019

Wieczorem

Tego dnia kiedy żyły miasta
Wypełniły się tętnem i bezdechem
Świetliste smugi świateł
Zwiedzały sieć ślepych ulic

Tej nocy kiedy księżyc
Opadał chropawym basem na dachy
Kruszył się mech po dachówkach
I mazał pędzlem kałuże

Tego poranka
Gdy morze szukało brzegu
Macało czubkami palców
Drobne ziarenka piasku

Tego właśnie dnia
Obudziłam się
I byłeś

wtorek, 3 września 2019

***

Nie umiem nienawidzić ciebie
Nienawidzę więc twojej zmienności
- Paliłeś już kiedyś mosty i budowałeś je znowu
Z zapałek - drżącymi z rozpaczy palcami

Nienawidzę twojego ja
Które wyjada środek przez wszystkie dni robacze
Wystawia łeb przez lewe oko i krzywi się tobą
Przez usta wypluwa złość na otwartą chustkę dłoni

Skręca cię wtedy w bólach a kiedy się prostujesz
Ciało nie wpasowuje się w moje i zaczynasz schnąć
Pachniesz strachem z dna studni i wodą której pożądasz
Uwolniony konik polny skacze po łące i nie ma szansy na cud

Pustka

Ruszyć się z domu
Zastygnąć we wnętrzu
Pęknąć w drodze

Mój umysł poszukuje pustki
A kiedy ją odnajduje
Nowo poznana
Staje się zazdrosna
O mężczyznę kobietę
I dziecko
Zwłaszcza o dziecko

Co dzień
Potrzebuje mnie bardziej
Przestają jej wystarczać
Listy napisane piórem
Książki z szarymi zakładkami
A także biel suszonych
Przed zmierzchem prześcieradeł
I cisza sierpniowej nocy

Dlatego staję na środku
Spokoju i mówię
Od teraz jestem twoja
Pustko

piątek, 30 sierpnia 2019

rewizja prognozy

prognozy są nadzwyczaj dobre
wszystko się rozpadło i zepsuło
cóż więcej można schrzanić?

piątek, 28 czerwca 2019

na krawędzi strachu

nie boję się być sama
żyję na stu akrach
rozpostartych gazet
cóż może mi grozić

nie boję się wojen
nie mam męża a syn
nie chwyci  za broń
jako pierwszy

nie boję się ospy
kto nie przeżył
ziemskich chorób
nie rozpozna nieba

nie boję się rozumieć
od tego dawno
spłonęły nagłówki
i suche szpalty głów

nie boję się bać
runął we mnie
ostatni mur

nastała cisza

sto misiów

śpię na stu misiach

żaden z nich nie jest gotowy
żeby wyjść w biały dzień na ulicę

żaden z nich nie jest gotowy
by dzisiaj umrzeć w dobrej sprawie

śpię na stu misiach
a one kręcą się przez sen

wwiercają w żebro
skąd pochodzi adam

środa, 26 czerwca 2019

ucieczka ze szklanej kuli

mój umysł
rozbija szklaną kulę
wychodzi na wolność

pukam do ciebie
wrócę za kilka dni
póki co - celebruj

cisza rozlewa mgłę
krople roszą wszystko -
powstają włoski na rękach

aż stwierdzasz mój brak
trochę jak z powietrzem -
niewidoczne i nieodzowne

póki co - celebruj
jest dzień przed
za pięć dwunasta

nie mamy jeszcze syna
niczego nie mamy
są tylko dwa genialne

umysły -
prototyp podwójnej
maszyny Turinga

czwartek, 30 maja 2019

szaleniec

Czy trzeba być szalonym
Żeby pisac poezję szaleńców
Wariatów i schizofreników
Wędrowców i nieskończonych
Popapranców?

Ja jestem ubogim krewnym
Króla Salomona
Pokrewieństwo duszy
I pusty trzos
Podzielony na wiele
Sobót i niedziel

Na tomiki
Cienkie niczym plastry szynki
Na parmezan strugany nad stołem
Z winem i winą
Do jajecznicy z zielem

Złażę z tynku
Warstwami farby
Każda przyporządkowana
Innemu podmiotowi
Lirycznemu

W poszukiwaniu siebie
Zjeździłem miasta
Mimo zmęczenia nadal jestem
Niesamowicie normalnym
Człowiekiem

środa, 29 maja 2019

saska kępa

to był maj
pachniała saska kępa
w największej willi na osiedlu
zadomowiły się jaskółki

byliśmy wtedy młodzi i pełni słońca
w gnieździe z bluszczu  i głogu
uwitym na tarasie ojca
wlewaliśmy w siebie noce i dnie

jaskółki spędzały czas pod niebem
spadały na nas świtem
razem z drobnym deszczem -
ostre piski zwiastowały mleczarza

pijąc mleko
zbudowaliśmy w myślach dom
pełen książek i dziecięcych butów
modernizm z kubizmem w collage'u

minęła wiosna i lato
przenieśliśmy się na papier
najpierw na chwilę przez deszcz
potem na stałe z przekory

zostało w nas pole bitwy
od sitowia po skraj osiedla
zapach palonych traw
i zgniłych jabłek w sadach

nieuchronność zimy
oglądamy teraz przez okna
cały świat schodzi falą kroków
nad rzekę która wiecznie odpływa

środa, 15 maja 2019

Życie to nie teatr

Kocham Cię
I patrzę co z tego wyniknie
Wyrośnie dąb, paproć
czy spadnie konar

Życie to nie teatr
Nie możesz być reżyserem
Nie grając w nim roli
Włącz dla nas światło i chodź
 
Otwórzmy drzwi naszego domu
Przyjdźcie utrudzeni
Przyjdźcie samotni
Zmyjcie ślady błota
I zasiądźmy do stołu

Życie to nie teatr
Nie ma biletów -
Każdego dnia
Płacisz żywą krwią
Za to że kochasz

czwartek, 11 kwietnia 2019

na krawędzi uda

moje królestwo nie jest z tego świata
mój świat nie jest z tej czasoprzestrzeni
nie jestem twoja choć trzymasz mnie
za udo

udałam się na spacer
wewnątrz jest lato
jest schyłek
ja

wtorek, 19 marca 2019





















Jesteśmy ludźmi z krwi i kości
Kości się łamią
Krew się przelewa

Ulewamy się na boki
Ronimy łzy radości
Dzielimy się atomami

W pocałunkach
Uściskach
Pozostaje po nas niewiele

Sam uśmiech
Przyklejony
Do nieba

niedziela, 17 marca 2019

***


Piłem wódkę ze źródełka
Popatrz jak jestem piękny i młody
Mam milion kryształowych słów
Będą dźwięczeć aż pęknie ci mózg

Potem rozsmarujemy go po chlebie
Naszym powszednim
Parę mszy w intencji
Święć się imię twoje

Chce mi się kochać
To takie ludzkie
Takie piękne
Chcę być dla ciebie rajem słów

Nabożeństwo ku czci
Świętego Judy Tadeusza
Od beznadziejności
Ku świętości

Stroma droga
Z klifu w dół.

sobota, 9 marca 2019

podwiązka z nawiązką


że wiosną ptaki szaleją w śpiewie
że nie wiem że nie śpię
że jestem śpiewem

że leję się tobie przez palce
ciurkiem że krew że leci
przez małą dziurkę

że syn że dzieci że czas do nieba
daleko niebawem będę
przebacz


poniedziałek, 4 lutego 2019

Nie umiem pisać wierszy


Nie umiem pisać już wierszy.
Pękł we mnie świat na dwa wszechświaty
I w obu nie mogę znaleźć siebie. 
   
Poezja rozpięta na strunach czasu,
Ta która zasklepiała ziejącą pustkę
Wpadła w nią i nie ma drugiego dna.
   
Ostrym nożykiem rozdzielił ktoś przeszłość,
przyszłość nadeszła nie zważając na nic.
Jest tylko drżące za pięć dwudziesta

Gdańsk, 22.01.2019

wtorek, 29 stycznia 2019

Sny

Łzy pozostaną przy tym, który je składa.

Śniło mi się, że byłeś.

piątek, 4 stycznia 2019

Wiersz bez wyrazu

Wciąż zmierzcha
Dni są krótkie i mgliste
Zmrok nadchodzi zanim
Na dobre staje się dzień -
Twoich pięć słów nie domyka świata
Nie przenosi niczego w przeszłość

Kolejny rok rzeźbi na czole
Dwie polne bruzdy
Zasiewa wątpliwość jak oziminę
Narasta siwy zmierzch
Pokrywa wszystko popiołem
Z nadmorskiej Etny