drobi drób widelcem przesypuje ryż
w klepsydrze talerzy z różyczkami
w pęknięciach jak linie życia
dłubie i kluczy pomiędzy
ubiera dłoń w czerwień i czerń
granat pochmurnej nocy
rozwija dym fajki na sążeń
ramiona rozpostarte
jak skrzydła rannego ptaka
wzgórze jest nieustannie
tam gdzie zeszłego roku
wieje wiatr cichych słów
ciemne przepływa niebo
i ostry nadciąga nów
kaleczy nas w głęboko
w serce
piątek, 27 grudnia 2019
piątek, 20 grudnia 2019
ja i kosmos
kupujemy słońce w żółtych pastylkach
kobiety biegają jak motorki
mężczyźni jeżdżą jak traktory na wstecznym
psy w kagańcach szczekają do mikrofonów
w centrach handlowych
nasza muzyka napływa z kosmosu
i nie może dotrzeć do żadnego skrawka ziemi
tyle tu bigosu tyle śmieci tyle śmierci
leżę na podłodze i czuję
jak opływa mnie wszechświat
twoje dłonie szorstkie od pracy gdzieś tam
w wiecznym pogotowiu
jestem zdrowa
uzdrowiła mnie miłość
której nie zaznałam
jestem ja i kosmos
jest pięknie
kobiety biegają jak motorki
mężczyźni jeżdżą jak traktory na wstecznym
psy w kagańcach szczekają do mikrofonów
w centrach handlowych
nasza muzyka napływa z kosmosu
i nie może dotrzeć do żadnego skrawka ziemi
tyle tu bigosu tyle śmieci tyle śmierci
leżę na podłodze i czuję
jak opływa mnie wszechświat
twoje dłonie szorstkie od pracy gdzieś tam
w wiecznym pogotowiu
jestem zdrowa
uzdrowiła mnie miłość
której nie zaznałam
jestem ja i kosmos
jest pięknie
czwartek, 19 grudnia 2019
Paskal poszukuje kobiety swojego życia
Powiedział że nie jestem kobietą jego życia
że kiedyś ją odnajdzie i będzie wiedział
- ja myślę że zrozumie dopiero kiedy ją utraci
mężczyzna musi przejść traumę odrzucenia
szykuję dzieciom kanapki ze świeżym ogórkiem
poranki siekają czas na równe cząstki
pachnie nowym i niezbadanym kosmosem
Paskal wstaje i zaczyna poranek od witania się z dymem
nie jesteśmy z jednej ulepieni gliny
on jest jak smok uwięziony w pająku
a ja to motyl spowity w pajęczyny
ślinimy się jedno do drugiego na próżno
Paskal siedzi w oknie za którym źli ludzie
ścięli dorodną lipę i wywieźli do lasu
mówi że nie jestem kobietą jego życia
a potem spluwa i idzie w miasto
kobieta życia wiele utrudnia
że kiedyś ją odnajdzie i będzie wiedział
- ja myślę że zrozumie dopiero kiedy ją utraci
mężczyzna musi przejść traumę odrzucenia
szykuję dzieciom kanapki ze świeżym ogórkiem
poranki siekają czas na równe cząstki
pachnie nowym i niezbadanym kosmosem
Paskal wstaje i zaczyna poranek od witania się z dymem
nie jesteśmy z jednej ulepieni gliny
on jest jak smok uwięziony w pająku
a ja to motyl spowity w pajęczyny
ślinimy się jedno do drugiego na próżno
Paskal siedzi w oknie za którym źli ludzie
ścięli dorodną lipę i wywieźli do lasu
mówi że nie jestem kobietą jego życia
a potem spluwa i idzie w miasto
kobieta życia wiele utrudnia
środa, 18 grudnia 2019
*** (nie śmierć mi tutaj Anko)
nie śmierć mi tutaj
Anko w korytarzu
wejdź dalej i
zdejmuj wszystkie łaszki
wytrzemy cię do
sucha i zawiesimy
w centralnym
miejscu na tobie oko
jest na czym że
śmiejesz się słodko
idiotko nie umieraj
tak zaraz w progu
pokłoń się najpierw
bogu znajdź dwa złote
będzie na potem bo
"potem" nadejdzie
we dwoje możemy iść
wszędzie
dwa srebrne
pierścionki jak przysięga
ty na zakręcie ja
na finiszu
i klękam przed tobą
niebogo
rozsznurowuję
więzadła mowy
nie śmierć mi tutaj
Anko
jeszcze mi będziesz
kochanką
a ja będę przy
tobie jak nowy
dorwę się do owoców
i zasmakuję
rozsupłam rozedrę
rozpakuję
a na cóż ci słowa
obrazy
mnie nic nie zrazi
i nie zniechęci
co jest nam
wspólnie utkane
to się rozedrze na
amen
pan z panią pani z
panem
z raną śmiertelną
po-ranek
poniedziałek, 16 grudnia 2019
zapach włosów
kiedy umysł zapada się w czarną otchłań
i włożona weń ręka nie daje się wyjąć
kiedy słowa nie znaczą tego co znaczą
i są słabą poświatą na przedrannym niebie
i włożona weń ręka nie daje się wyjąć
kiedy słowa nie znaczą tego co znaczą
i są słabą poświatą na przedrannym niebie
wtedy myślę o zapachu włosów
jednam się z nim i zamykam oczy
jednam się z nim i zamykam oczy
wystarczy
muszę przetrwać do końca dnia
do końca deszczu i do końca zupy
potem będzie już łatwiej
pleść swoje trzy po trzy
niezauważenie poza
pleść warkocze
a potem ubrać sukienkę
zebrać głosy za życiem
rozpisać plan na cyklotron
złożyć równanie wody na Marsie
- wystarczy tylko przetrwać
do końca dnia
do końca deszczu i do końca zupy
potem będzie już łatwiej
pleść swoje trzy po trzy
niezauważenie poza
pleść warkocze
a potem ubrać sukienkę
zebrać głosy za życiem
rozpisać plan na cyklotron
złożyć równanie wody na Marsie
- wystarczy tylko przetrwać
do końca dnia
niedziela, 15 grudnia 2019
jestem ja
jest zima bez śniegu
są usta bez pocałunku
jest niebo bez końca
jestem ja
gdyby spieniężyć nasze lęki
zgniłe fundusze mogłyby obrać nowy kierunek
dla całej ludzkości
gdyby naszą egzystencję sprowadzić do miłości
byłoby nas stać na miód i mleko
i różowe pieluszki
dlaczego nie kochasz swojego dziecka
choć ono kocha cię od zawsze
zanim się urodziło
jestem ja. jestem ja
znajdę stajenkę pośród chmur
będą się kłaniać trzej mistycy ze wschodu
będzie się snuć zimowa baśń pięcioksięgu
synonimy o żeńskich końcówkach
dopóki jestem ja
są usta bez pocałunku
jest niebo bez końca
jestem ja
gdyby spieniężyć nasze lęki
zgniłe fundusze mogłyby obrać nowy kierunek
dla całej ludzkości
gdyby naszą egzystencję sprowadzić do miłości
byłoby nas stać na miód i mleko
i różowe pieluszki
dlaczego nie kochasz swojego dziecka
choć ono kocha cię od zawsze
zanim się urodziło
jestem ja. jestem ja
znajdę stajenkę pośród chmur
będą się kłaniać trzej mistycy ze wschodu
będzie się snuć zimowa baśń pięcioksięgu
synonimy o żeńskich końcówkach
dopóki jestem ja
Paskal odlatuje
od patrzenia. od patrzenia ciepło
od patrzenia ciepło rosną mu skrzydła u ramion
wzrok unosi go pod niebo jasne
wymalowane sokiem z chabrów
tak. w słowach jest moc. w słowach jest moc
stwarzania, rodzenia i umierania
Paskal rodzi się co kilka dni na nowo
na jej kolanach. w jej słowach
są maleńkie ziarna prawdy
słodkie niczym miód z goryczką
po nich nie można umrzeć.
poziom nieśmiertelność
od patrzenia ciepło rosną mu skrzydła u ramion
wzrok unosi go pod niebo jasne
wymalowane sokiem z chabrów
tak. w słowach jest moc. w słowach jest moc
stwarzania, rodzenia i umierania
Paskal rodzi się co kilka dni na nowo
na jej kolanach. w jej słowach
są maleńkie ziarna prawdy
słodkie niczym miód z goryczką
po nich nie można umrzeć.
poziom nieśmiertelność
wtorek, 10 grudnia 2019
Paskal głęboko w lesie
jesień. jedziemy autem
benzyna pieni się na zakrętach
a wokół las i las i las
i wstążki szarych dróg
wjeżdżamy głębiej w nas
jest ciemniej i chłodniej
młode drzewka rozsypane
jak zapałki po letniej burzy
przystańmy, proponuję
przystajemy. Paskal wysiada
opiera się o karoserię
i sypie tytoń do fajki
jego świat budzi się właśnie
do życia. wchodzimy między drzewa
powstają przed nami stwory
jak z mrocznych baśni
powyginane konary obejmują
teraz nasze ludzkie sprawy
z północy nadciąga mgła
i zjada drugi plan
dziki śmiech Paskala
zwołuje wilki
benzyna pieni się na zakrętach
a wokół las i las i las
i wstążki szarych dróg
wjeżdżamy głębiej w nas
jest ciemniej i chłodniej
młode drzewka rozsypane
jak zapałki po letniej burzy
przystańmy, proponuję
przystajemy. Paskal wysiada
opiera się o karoserię
i sypie tytoń do fajki
jego świat budzi się właśnie
do życia. wchodzimy między drzewa
powstają przed nami stwory
jak z mrocznych baśni
powyginane konary obejmują
teraz nasze ludzkie sprawy
z północy nadciąga mgła
i zjada drugi plan
dziki śmiech Paskala
zwołuje wilki
poniedziałek, 9 grudnia 2019
Z Paskalem na peronie
stoimy na peronie
jest upał ale w plamach cienia
daje się ustać przez chwilę
za moment wjedzie kolej
oddalimy się z tego miejsca
miasto płonie, zasysa
pod wiatą zaduch owoców
życie miesza się ze śmiercią
na betonowych placach
Paskal sięga mojego ucha
nadgryza delikatnie
wstydzę się ale to nic -
nie widać nas zza ściany upału
na ławce kładzie bluzę
siadam na niej i w udach
czuję miękkość materiału
jest skwar i wszystko wilgotnieje
jest skwar i parujemy
jest skwar i za chwilę
zlejemy się w jedną kulę
ognistej materii
pomkniemy dysząc
w przestrzeń kosmosu
jest upał ale w plamach cienia
daje się ustać przez chwilę
za moment wjedzie kolej
oddalimy się z tego miejsca
miasto płonie, zasysa
pod wiatą zaduch owoców
życie miesza się ze śmiercią
na betonowych placach
Paskal sięga mojego ucha
nadgryza delikatnie
wstydzę się ale to nic -
nie widać nas zza ściany upału
na ławce kładzie bluzę
siadam na niej i w udach
czuję miękkość materiału
jest skwar i wszystko wilgotnieje
jest skwar i parujemy
jest skwar i za chwilę
zlejemy się w jedną kulę
ognistej materii
pomkniemy dysząc
w przestrzeń kosmosu
Paskal i ognisko
od wczoraj jestem w ciąży
za wcześnie żeby o tym mówić
Paskal bryka jak koziołek
przerzuca pnie drzew
układa z nich ognisko
będzie mnie dzisiaj grzać
stopy marzną najbardziej
są daleko od serca
teraz jednak jest ciepło
patrzę na niego z czułością
wczoraj moje "ja"
podzieliło się na pół
dusza dziecka mości się
we mnie i śpiewa
mamo, jesteś piękna
kiedy wieczorem Paskal
postanawia wyjechać
dusza maleństwa
łączy się z moją
i na pożegnanie
grzejemy się razem
przy ostatnim pieńku
za wcześnie żeby o tym mówić
Paskal bryka jak koziołek
przerzuca pnie drzew
układa z nich ognisko
będzie mnie dzisiaj grzać
stopy marzną najbardziej
są daleko od serca
teraz jednak jest ciepło
patrzę na niego z czułością
wczoraj moje "ja"
podzieliło się na pół
dusza dziecka mości się
we mnie i śpiewa
mamo, jesteś piękna
kiedy wieczorem Paskal
postanawia wyjechać
dusza maleństwa
łączy się z moją
i na pożegnanie
grzejemy się razem
przy ostatnim pieńku
Paskal i niecórka
Paskal spłodził syna, naprawił dach
i zamieszkał na poddaszu
zaczął żyć życiem bohemy
zapuścił korzenie
proszę go odtąd by wynosił śmieci
raz dziennie i dwa razy w sobotę
- za dużo ich między nami
lubimy przecież czarną pustkę i nicość
miażdży wtedy orzechy
w uścisku silnych palców
patrzy tak jakby linia wzroku
była naszą linią ostrzału
myślę jeszcze o córce
ale tylko w niedzielę
przytulam ją do czarnego serca
kiedy cicho kwili...
i zamieszkał na poddaszu
zaczął żyć życiem bohemy
zapuścił korzenie
proszę go odtąd by wynosił śmieci
raz dziennie i dwa razy w sobotę
- za dużo ich między nami
lubimy przecież czarną pustkę i nicość
miażdży wtedy orzechy
w uścisku silnych palców
patrzy tak jakby linia wzroku
była naszą linią ostrzału
myślę jeszcze o córce
ale tylko w niedzielę
przytulam ją do czarnego serca
kiedy cicho kwili...
wtorek, 3 grudnia 2019
Paskal i kolacja
jestem czysta
nie przechowuję w sobie złych myśli
żadnych nadmiernych słów
jestem koszerna
Paskal obiera ziemniaki
spod jego palców i ostrego scyzoryka
wypadają długie spirale Fibonacciego
plaskają w dno miski
jestem czysta
nie oceniam człowieka
który ubił wołu na kolację
którą spożyjemy w milczeniu
moje poświęcenie
nie jest tak wielkie jak jego
jestem czysta od sprzeciwu
wymówek i pytań
trochę jak Izaak
nie przechowuję w sobie złych myśli
żadnych nadmiernych słów
jestem koszerna
Paskal obiera ziemniaki
spod jego palców i ostrego scyzoryka
wypadają długie spirale Fibonacciego
plaskają w dno miski
jestem czysta
nie oceniam człowieka
który ubił wołu na kolację
którą spożyjemy w milczeniu
moje poświęcenie
nie jest tak wielkie jak jego
jestem czysta od sprzeciwu
wymówek i pytań
trochę jak Izaak
Paskal w zadumie
powietrze gęstnieje i przestaje obłędnie wirować
rozpływa się w szarej mgle mój zapach
Paskal staje wtedy w zadumie
zaduma zastaje go w tramwaju
albo w tunelu, zamraża
i oblewa mu wrzątkiem serce
Paskal klęka
to nie tak, że czegoś mu brak
ma wszystko
Paskal i arka
budujemy arkę, ja sprzątam
a Paskal kleci coś z drewna
wokół walają się wióry
pachnie życiem
rozwiercanym do żywego
z tego bałaganu coś powstanie
trzeba mocno w to wierzyć
i ja przecież wierzę
pierwsza okazuję podziw
a potem idę po miotłę
kiedy wybiegam w przyszłość
arka przybiera różne wzory
kolejność desek zmienia się
algorytmicznie ale nijak
nie mogę jej zobaczyć
muszę się zdać na budowniczego
a on zastyga z dłutem w ręku...
planuje teraz skok w nadprzestrzeń
ma większe sprawy na sercu
mała, bądź cierpliwa
więc jestem, dla Paskala
jestem aniołem
bo on jest dla mnie
jak młody Noe, mówię sobie
dzięki niemu przetrwamy
a Paskal kleci coś z drewna
wokół walają się wióry
pachnie życiem
rozwiercanym do żywego
z tego bałaganu coś powstanie
trzeba mocno w to wierzyć
i ja przecież wierzę
pierwsza okazuję podziw
a potem idę po miotłę
kiedy wybiegam w przyszłość
arka przybiera różne wzory
kolejność desek zmienia się
algorytmicznie ale nijak
nie mogę jej zobaczyć
muszę się zdać na budowniczego
a on zastyga z dłutem w ręku...
planuje teraz skok w nadprzestrzeń
ma większe sprawy na sercu
mała, bądź cierpliwa
więc jestem, dla Paskala
jestem aniołem
bo on jest dla mnie
jak młody Noe, mówię sobie
dzięki niemu przetrwamy
poniedziałek, 2 grudnia 2019
Paskal i ślady na piasku
Paskal skradł serca głuptaków
rozsypał je po zmrożonym piasku
wiatr oprószył śniegiem
jest ofiarnie
siedzimy - on je wieczerzę
z papieru wyciąga bochen
papier szybuje latawcem
i wpada na fale
potem idziemy bez słowa
niby to naprzód
stawiamy kroki na piasku
blisko siebie
ziemia nie daje odpowiedzi
choć wpatruję się w nią
aż pieką powieki
a łzy moczą rękawiczkę
Paskal całuje na pożegnanie
tak mocno że czuję
niebieskie światło
Kasjopei
szczypie w policzki
a potem mówi jakieś
mądre zdanie
mała, że coś tam...
serca głuptaków
skrzą się bo mróz
obejmuje mnie teraz
w posiadanie
rozsypał je po zmrożonym piasku
wiatr oprószył śniegiem
jest ofiarnie
siedzimy - on je wieczerzę
z papieru wyciąga bochen
papier szybuje latawcem
i wpada na fale
potem idziemy bez słowa
niby to naprzód
stawiamy kroki na piasku
blisko siebie
ziemia nie daje odpowiedzi
choć wpatruję się w nią
aż pieką powieki
a łzy moczą rękawiczkę
Paskal całuje na pożegnanie
tak mocno że czuję
niebieskie światło
Kasjopei
szczypie w policzki
a potem mówi jakieś
mądre zdanie
mała, że coś tam...
serca głuptaków
skrzą się bo mróz
obejmuje mnie teraz
w posiadanie
czwartek, 31 października 2019
wiatr
tymczasem tunel wiatrowy
a wiatru ci u nas dostatek
przyjm ten nagi wiatr od morza
niech ci sprzyja
rozwiewa włos i obyś nie wyłysiał
obyś włosami muskał jej skroń
pochylając się nad czerwienią ust
tymczasem wiatr od morza
pachnie solą i wolnością
w tunelu jest ptak
a w moich snach
mówię kocham
do niego
piątek, 25 października 2019
***
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
idziemy pomiędzy konarami starych drzew
las wypłaszcza się dywanem nad samą wodę
szeleści historiami sprzed dwustu lat
jakieś powstania upadki wojny światów
dziki jest umysł kiedy trafia w objęcia gałęzi
nie zlicza chrzęstów kości i przecinania lisich dróg
stłoczenie życia oddech narodzin i ścierwa
przenika do płuc i wyzwala prawdziwość
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
boją się stawiać pierwsze kroki boją ostatnie
zapatrują się w niebo gdy tu spod nóg
wypływa wartki strumień znaków
maleńkie zawiązki pośród zgniłych liści
szyszki pękate od nasion zgniecione
zdeptane nogą nieuważnych wędrowców
którzy nie potrafią przystanąć w porę
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
idziemy pomiędzy konarami starych drzew
las wypłaszcza się dywanem nad samą wodę
szeleści historiami sprzed dwustu lat
jakieś powstania upadki wojny światów
dziki jest umysł kiedy trafia w objęcia gałęzi
nie zlicza chrzęstów kości i przecinania lisich dróg
stłoczenie życia oddech narodzin i ścierwa
przenika do płuc i wyzwala prawdziwość
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
boją się stawiać pierwsze kroki boją ostatnie
zapatrują się w niebo gdy tu spod nóg
wypływa wartki strumień znaków
maleńkie zawiązki pośród zgniłych liści
szyszki pękate od nasion zgniecione
zdeptane nogą nieuważnych wędrowców
którzy nie potrafią przystanąć w porę
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
środa, 16 października 2019
Ciemnia
Idzie ta ciemnia głucha
Przeszywa dreszczem dżdżu
Blaskiem rozlanych świateł
Kroczy mgłą zaciężną
Przeszywa dreszczem dżdżu
Blaskiem rozlanych świateł
Kroczy mgłą zaciężną
Spodziewa się i nadziewa
Nadzieją kruchą i topliwą
Woskiem konfesji
I zmazanych napisów
Znaczy igłami jodeł
Kwiatami rozchodników
Chrzęści oddechem lasu
Pełnym rozmiękłych snów
Idzie ku nam
Wstecz się nie obraca
I ścieli się pod nogi
Moskwa i Stalingrad
Martwych żuków
Wśród nich ty
Nagi
Ubogi
W duchu
Nadzieją kruchą i topliwą
Woskiem konfesji
I zmazanych napisów
Znaczy igłami jodeł
Kwiatami rozchodników
Chrzęści oddechem lasu
Pełnym rozmiękłych snów
Idzie ku nam
Wstecz się nie obraca
I ścieli się pod nogi
Moskwa i Stalingrad
Martwych żuków
Wśród nich ty
Nagi
Ubogi
W duchu
poniedziałek, 14 października 2019
Słońce
Słońce ostre tak
że wycina przerębel
W szybie auta
Sięga mackami wyciąga na świat
Teraz już świecę
Promienie alfa beta gamma
rozpadam się w drobny mak
Syria ginie gołębiem
pod kołem mojego...
A jeszcze dzień wcześniej
Nie znaliśmy słowa śmierć
A trzy dni wcześniej
Ssaliśmy matkę naturę
Jej łono rozkładało się
we wszystkich wolnych
przestrzeniach duszy
Był świt
Kiedy stawało się
w drzwiach wolności
I zaczynało na nowo
A teraz słońce pazerne
Wyjada ze środka
Cały środek
że wycina przerębel
W szybie auta
Sięga mackami wyciąga na świat
Teraz już świecę
Promienie alfa beta gamma
rozpadam się w drobny mak
Syria ginie gołębiem
pod kołem mojego...
A jeszcze dzień wcześniej
Nie znaliśmy słowa śmierć
A trzy dni wcześniej
Ssaliśmy matkę naturę
Jej łono rozkładało się
we wszystkich wolnych
przestrzeniach duszy
Był świt
Kiedy stawało się
w drzwiach wolności
I zaczynało na nowo
A teraz słońce pazerne
Wyjada ze środka
Cały środek
środa, 11 września 2019
wiersz o szczęściu
następny wiersz będzie o szczęściu
obiecuję
smutek nie może trwać długo bo nudzi
najbardziej oddanych
przyjaciół
napiszę o szczęściu
które napotkam
za rogiem - lawinę światła
zaciężne wojska jabłonek
widok z wierzchołków wzgórz
będą tam ludzie z dawnych lat
powiedzą że zawsze mnie kochali
że byłam gwiazdą na ich niebie
aż niebo zawiśnie miękko
pod głową - namacalnie
czasem martwi mnie to że się nie martwię
o jutro
czy będzie mnie komu objąć
zamknąć usta ustami
obiecuję
smutek nie może trwać długo bo nudzi
najbardziej oddanych
przyjaciół
napiszę o szczęściu
które napotkam
za rogiem - lawinę światła
zaciężne wojska jabłonek
widok z wierzchołków wzgórz
będą tam ludzie z dawnych lat
powiedzą że zawsze mnie kochali
że byłam gwiazdą na ich niebie
aż niebo zawiśnie miękko
pod głową - namacalnie
czasem martwi mnie to że się nie martwię
o jutro
czy będzie mnie komu objąć
zamknąć usta ustami
czwartek, 5 września 2019
Wieczorem
Tego dnia kiedy żyły miasta
Wypełniły się tętnem i bezdechem
Świetliste smugi świateł
Zwiedzały sieć ślepych ulic
Tej nocy kiedy księżyc
Opadał chropawym basem na dachy
Kruszył się mech po dachówkach
I mazał pędzlem kałuże
Tego poranka
Gdy morze szukało brzegu
Macało czubkami palców
Drobne ziarenka piasku
Tego właśnie dnia
Obudziłam się
I byłeś
Wypełniły się tętnem i bezdechem
Świetliste smugi świateł
Zwiedzały sieć ślepych ulic
Tej nocy kiedy księżyc
Opadał chropawym basem na dachy
Kruszył się mech po dachówkach
I mazał pędzlem kałuże
Tego poranka
Gdy morze szukało brzegu
Macało czubkami palców
Drobne ziarenka piasku
Tego właśnie dnia
Obudziłam się
I byłeś
wtorek, 3 września 2019
***
Nie umiem nienawidzić ciebie
Nienawidzę więc twojej zmienności
- Paliłeś już kiedyś mosty i budowałeś je znowu
Z zapałek - drżącymi z rozpaczy palcami
Nienawidzę twojego ja
Które wyjada środek przez wszystkie dni robacze
Wystawia łeb przez lewe oko i krzywi się tobą
Przez usta wypluwa złość na otwartą chustkę dłoni
Skręca cię wtedy w bólach a kiedy się prostujesz
Ciało nie wpasowuje się w moje i zaczynasz schnąć
Pachniesz strachem z dna studni i wodą której pożądasz
Uwolniony konik polny skacze po łące i nie ma szansy na cud
Nienawidzę więc twojej zmienności
- Paliłeś już kiedyś mosty i budowałeś je znowu
Z zapałek - drżącymi z rozpaczy palcami
Nienawidzę twojego ja
Które wyjada środek przez wszystkie dni robacze
Wystawia łeb przez lewe oko i krzywi się tobą
Przez usta wypluwa złość na otwartą chustkę dłoni
Skręca cię wtedy w bólach a kiedy się prostujesz
Ciało nie wpasowuje się w moje i zaczynasz schnąć
Pachniesz strachem z dna studni i wodą której pożądasz
Uwolniony konik polny skacze po łące i nie ma szansy na cud
Pustka
Ruszyć się z domu
Zastygnąć we wnętrzu
Pęknąć w drodze
Mój umysł poszukuje pustki
A kiedy ją odnajduje
Nowo poznana
Staje się zazdrosna
O mężczyznę kobietę
I dziecko
Zwłaszcza o dziecko
Co dzień
Potrzebuje mnie bardziej
Przestają jej wystarczać
Listy napisane piórem
Książki z szarymi zakładkami
A także biel suszonych
Przed zmierzchem prześcieradeł
I cisza sierpniowej nocy
Dlatego staję na środku
Spokoju i mówię
Od teraz jestem twoja
Pustko
Zastygnąć we wnętrzu
Pęknąć w drodze
Mój umysł poszukuje pustki
A kiedy ją odnajduje
Nowo poznana
Staje się zazdrosna
O mężczyznę kobietę
I dziecko
Zwłaszcza o dziecko
Co dzień
Potrzebuje mnie bardziej
Przestają jej wystarczać
Listy napisane piórem
Książki z szarymi zakładkami
A także biel suszonych
Przed zmierzchem prześcieradeł
I cisza sierpniowej nocy
Dlatego staję na środku
Spokoju i mówię
Od teraz jestem twoja
Pustko
piątek, 30 sierpnia 2019
rewizja prognozy
prognozy są nadzwyczaj dobre
wszystko się rozpadło i zepsuło
cóż więcej można schrzanić?
wszystko się rozpadło i zepsuło
cóż więcej można schrzanić?
piątek, 28 czerwca 2019
na krawędzi strachu
nie boję się być sama
żyję na stu akrach
rozpostartych gazet
cóż może mi grozić
nie boję się wojen
nie mam męża a syn
nie chwyci za broń
jako pierwszy
nie boję się ospy
kto nie przeżył
ziemskich chorób
nie rozpozna nieba
nie boję się rozumieć
od tego dawno
spłonęły nagłówki
i suche szpalty głów
nie boję się bać
runął we mnie
ostatni mur
nastała cisza
żyję na stu akrach
rozpostartych gazet
cóż może mi grozić
nie boję się wojen
nie mam męża a syn
nie chwyci za broń
jako pierwszy
nie boję się ospy
kto nie przeżył
ziemskich chorób
nie rozpozna nieba
nie boję się rozumieć
od tego dawno
spłonęły nagłówki
i suche szpalty głów
nie boję się bać
runął we mnie
ostatni mur
nastała cisza
sto misiów
śpię na stu misiach
żaden z nich nie jest gotowy
żeby wyjść w biały dzień na ulicę
żaden z nich nie jest gotowy
by dzisiaj umrzeć w dobrej sprawie
śpię na stu misiach
a one kręcą się przez sen
wwiercają w żebro
skąd pochodzi adam
żaden z nich nie jest gotowy
żeby wyjść w biały dzień na ulicę
żaden z nich nie jest gotowy
by dzisiaj umrzeć w dobrej sprawie
śpię na stu misiach
a one kręcą się przez sen
wwiercają w żebro
skąd pochodzi adam
środa, 26 czerwca 2019
ucieczka ze szklanej kuli
mój umysł
rozbija szklaną kulę
wychodzi na wolność
pukam do ciebie
wrócę za kilka dni
póki co - celebruj
cisza rozlewa mgłę
krople roszą wszystko -
powstają włoski na rękach
aż stwierdzasz mój brak
trochę jak z powietrzem -
niewidoczne i nieodzowne
póki co - celebruj
jest dzień przed
za pięć dwunasta
nie mamy jeszcze syna
niczego nie mamy
są tylko dwa genialne
umysły -
prototyp podwójnej
maszyny Turinga
rozbija szklaną kulę
wychodzi na wolność
pukam do ciebie
wrócę za kilka dni
póki co - celebruj
cisza rozlewa mgłę
krople roszą wszystko -
powstają włoski na rękach
aż stwierdzasz mój brak
trochę jak z powietrzem -
niewidoczne i nieodzowne
póki co - celebruj
jest dzień przed
za pięć dwunasta
nie mamy jeszcze syna
niczego nie mamy
są tylko dwa genialne
umysły -
prototyp podwójnej
maszyny Turinga
czwartek, 30 maja 2019
szaleniec
Czy trzeba być szalonym
Żeby pisac poezję szaleńców
Wariatów i schizofreników
Wędrowców i nieskończonych
Popapranców?
Ja jestem ubogim krewnym
Króla Salomona
Pokrewieństwo duszy
I pusty trzos
Podzielony na wiele
Sobót i niedziel
Na tomiki
Cienkie niczym plastry szynki
Na parmezan strugany nad stołem
Z winem i winą
Do jajecznicy z zielem
Złażę z tynku
Warstwami farby
Każda przyporządkowana
Innemu podmiotowi
Lirycznemu
W poszukiwaniu siebie
Zjeździłem miasta
Mimo zmęczenia nadal jestem
Niesamowicie normalnym
Człowiekiem
Żeby pisac poezję szaleńców
Wariatów i schizofreników
Wędrowców i nieskończonych
Popapranców?
Ja jestem ubogim krewnym
Króla Salomona
Pokrewieństwo duszy
I pusty trzos
Podzielony na wiele
Sobót i niedziel
Na tomiki
Cienkie niczym plastry szynki
Na parmezan strugany nad stołem
Z winem i winą
Do jajecznicy z zielem
Złażę z tynku
Warstwami farby
Każda przyporządkowana
Innemu podmiotowi
Lirycznemu
W poszukiwaniu siebie
Zjeździłem miasta
Mimo zmęczenia nadal jestem
Niesamowicie normalnym
Człowiekiem
środa, 29 maja 2019
saska kępa
to był maj
pachniała saska kępa
w największej willi na osiedlu
zadomowiły się jaskółki
byliśmy wtedy młodzi i pełni słońca
w gnieździe z bluszczu i głogu
uwitym na tarasie ojca
wlewaliśmy w siebie noce i dnie
jaskółki spędzały czas pod niebem
spadały na nas świtem
razem z drobnym deszczem -
ostre piski zwiastowały mleczarza
pijąc mleko
zbudowaliśmy w myślach dom
pełen książek i dziecięcych butów
modernizm z kubizmem w collage'u
minęła wiosna i lato
przenieśliśmy się na papier
najpierw na chwilę przez deszcz
potem na stałe z przekory
zostało w nas pole bitwy
od sitowia po skraj osiedla
zapach palonych traw
i zgniłych jabłek w sadach
nieuchronność zimy
oglądamy teraz przez okna
cały świat schodzi falą kroków
nad rzekę która wiecznie odpływa
pachniała saska kępa
w największej willi na osiedlu
zadomowiły się jaskółki
byliśmy wtedy młodzi i pełni słońca
w gnieździe z bluszczu i głogu
uwitym na tarasie ojca
wlewaliśmy w siebie noce i dnie
jaskółki spędzały czas pod niebem
spadały na nas świtem
razem z drobnym deszczem -
ostre piski zwiastowały mleczarza
pijąc mleko
zbudowaliśmy w myślach dom
pełen książek i dziecięcych butów
modernizm z kubizmem w collage'u
minęła wiosna i lato
przenieśliśmy się na papier
najpierw na chwilę przez deszcz
potem na stałe z przekory
zostało w nas pole bitwy
od sitowia po skraj osiedla
zapach palonych traw
i zgniłych jabłek w sadach
nieuchronność zimy
oglądamy teraz przez okna
cały świat schodzi falą kroków
nad rzekę która wiecznie odpływa
środa, 15 maja 2019
Życie to nie teatr
Kocham Cię
I patrzę co z tego wyniknie
Wyrośnie dąb, paproć
czy spadnie konar
Życie to nie teatr
Nie możesz być reżyserem
Nie grając w nim roli
Włącz dla nas światło i chodź
Otwórzmy drzwi naszego domu
Przyjdźcie utrudzeni
Przyjdźcie samotni
Zmyjcie ślady błota
I zasiądźmy do stołu
Życie to nie teatr
Nie ma biletów -
Każdego dnia
Płacisz żywą krwią
Za to że kochasz
I patrzę co z tego wyniknie
Wyrośnie dąb, paproć
czy spadnie konar
Życie to nie teatr
Nie możesz być reżyserem
Nie grając w nim roli
Włącz dla nas światło i chodź
Otwórzmy drzwi naszego domu
Przyjdźcie utrudzeni
Przyjdźcie samotni
Zmyjcie ślady błota
I zasiądźmy do stołu
Życie to nie teatr
Nie ma biletów -
Każdego dnia
Płacisz żywą krwią
Za to że kochasz
czwartek, 11 kwietnia 2019
na krawędzi uda
moje królestwo nie jest z tego świata
mój świat nie jest z tej czasoprzestrzeni
nie jestem twoja choć trzymasz mnie
za udo
udałam się na spacer
wewnątrz jest lato
jest schyłek
ja
mój świat nie jest z tej czasoprzestrzeni
nie jestem twoja choć trzymasz mnie
za udo
udałam się na spacer
wewnątrz jest lato
jest schyłek
ja
wtorek, 19 marca 2019
niedziela, 17 marca 2019
***
Piłem wódkę ze źródełka
Popatrz jak jestem piękny i młody
Mam milion kryształowych słów
Będą dźwięczeć aż pęknie ci mózg
Popatrz jak jestem piękny i młody
Mam milion kryształowych słów
Będą dźwięczeć aż pęknie ci mózg
Potem rozsmarujemy go po chlebie
Naszym powszednim
Parę mszy w intencji
Święć się imię twoje
Naszym powszednim
Parę mszy w intencji
Święć się imię twoje
Chce mi się kochać
To takie ludzkie
Takie piękne
Chcę być dla ciebie rajem słów
To takie ludzkie
Takie piękne
Chcę być dla ciebie rajem słów
Nabożeństwo ku czci
Świętego Judy Tadeusza
Od beznadziejności
Ku świętości
Świętego Judy Tadeusza
Od beznadziejności
Ku świętości
Stroma droga
Z klifu w dół.
Z klifu w dół.
sobota, 9 marca 2019
podwiązka z nawiązką
że wiosną ptaki szaleją w śpiewie
że nie wiem że nie śpię
że jestem śpiewem
że jestem śpiewem
że leję się tobie przez palce
ciurkiem że krew że leci
przez małą dziurkę
ciurkiem że krew że leci
przez małą dziurkę
że syn że dzieci że czas do nieba
daleko niebawem będę
przebacz
daleko niebawem będę
przebacz
poniedziałek, 4 lutego 2019
Nie umiem pisać wierszy
Nie umiem pisać już wierszy.
Pękł we mnie świat na dwa wszechświaty
I w obu nie mogę znaleźć siebie.
Pękł we mnie świat na dwa wszechświaty
I w obu nie mogę znaleźć siebie.
Poezja rozpięta na strunach czasu,
Ta która zasklepiała ziejącą pustkę
Wpadła w nią i nie ma drugiego dna.
Ta która zasklepiała ziejącą pustkę
Wpadła w nią i nie ma drugiego dna.
Ostrym nożykiem rozdzielił ktoś przeszłość,
przyszłość nadeszła nie zważając na nic.
Jest tylko drżące za pięć dwudziesta
przyszłość nadeszła nie zważając na nic.
Jest tylko drżące za pięć dwudziesta
Gdańsk, 22.01.2019
wtorek, 29 stycznia 2019
piątek, 4 stycznia 2019
Wiersz bez wyrazu
Wciąż zmierzcha
Dni są krótkie i mgliste
Zmrok nadchodzi zanim
Na dobre staje się dzień -
Twoich pięć słów nie domyka świata
Nie przenosi niczego w przeszłość
Zmrok nadchodzi zanim
Na dobre staje się dzień -
Twoich pięć słów nie domyka świata
Nie przenosi niczego w przeszłość
Kolejny rok rzeźbi na czole
Dwie polne bruzdy
Zasiewa wątpliwość jak oziminę
Narasta siwy zmierzch
Pokrywa wszystko popiołem
Z nadmorskiej Etny
Dwie polne bruzdy
Zasiewa wątpliwość jak oziminę
Narasta siwy zmierzch
Pokrywa wszystko popiołem
Z nadmorskiej Etny
Subskrybuj:
Posty (Atom)