to był maj
pachniała saska kępa
w największej willi na osiedlu
zadomowiły się jaskółki
byliśmy wtedy młodzi i pełni słońca
w gnieździe z bluszczu i głogu
uwitym na tarasie ojca
wlewaliśmy w siebie noce i dnie
jaskółki spędzały czas pod niebem
spadały na nas świtem
razem z drobnym deszczem -
ostre piski zwiastowały mleczarza
pijąc mleko
zbudowaliśmy w myślach dom
pełen książek i dziecięcych butów
modernizm z kubizmem w collage'u
minęła wiosna i lato
przenieśliśmy się na papier
najpierw na chwilę przez deszcz
potem na stałe z przekory
zostało w nas pole bitwy
od sitowia po skraj osiedla
zapach palonych traw
i zgniłych jabłek w sadach
nieuchronność zimy
oglądamy teraz przez okna
cały świat schodzi falą kroków
nad rzekę która wiecznie odpływa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz