usta wezbrały wodą
pęknięcie tamy nastąpiło o ósmej wieczorem
kiedy łapali trwożliwie za wiosła
za oknem restauracji
wielki błękitna złość słoneczny zachód rozkwitał malinowo
spieniał się tuż nad taflą wody i płukał do czysta
zapatrzeni w horyzont w powodzi słów topili żale
niesione przypływem wynosiły na wierzch barwne widokówki
uderzały o brzeg i rozkładały się jak talia kart
a potem pochyleni coraz bardziej nad szkłem stolika
zbliżali ku sobie uszka filiżanek
aż wpadł w nie ciemny błękit i zatonął
urocze - wiesz co mi tylko zgrzyta? w 3 wersie "to", w 7 "swoje", a tą ostatnią myśl tak mi się lepiej czyta: "a potem pochyleni coraz bardziej nad szkłem stolika/zbliżali do siebie uszka filiżanek/aż wpadł w nie ciemny błękit i zatonął." - :) a zdjęcie jakie piękne :)!
OdpowiedzUsuń