Każdego słonecznego ranka
Wsiada na rozchybotaną łódź
Odbija od brzegu
Ciągnie się za nią zapach płodności
Wiatr owinięty wokół włosów
Uparcie rozplątuje warkocze
W rękach siatki z narybkiem
Wyrzucone na głębię
Rozpływają się szybko
By nigdy nie wrócić
Co wieczór powrót łódką
Zasłuchana w plusk fal
Składa dwa drobne wiosła
Na krawędzi
Jutro
Koniec
dzięki, że dałaś mi link :). Fajny tekst - ale dwa ostatnie słowa wydają mi się słowami nie z tej "bajki". W moim czytaniu kończą się "na krawędzi" - to tak jak z Wielokropkiem (może i Pani Sz.) - po którym dopiero się wszystko zaczyna :) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie - fajnie tu...słonecznie i ciepło :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, pewnie masz rację. Sęk w tym, że wiersz mi już zapadł w tej formie w pamięć, nawet więcej, wyszedł drukiem. Nad wyrzuceniem ostatnich dwóch słów zastanawiałam się jednak wiele razy. Dziękuję za ciepłe słowa i odwzajemniam pozdrowienia. No i... zapraszam. :)
OdpowiedzUsuń