piątek, 26 listopada 2010

wielki błękit



usta wezbrały wodą
pęknięcie tamy nastąpiło o ósmej wieczorem
kiedy łapali trwożliwie za wiosła

za oknem restauracji wielki błękit
na złość słoneczny zachód rozkwitał malinowo
spieniał się tuż nad taflą wody i płukał do czysta

zapatrzeni w horyzont w powodzi słów topili żale
niesione przypływem wynosiły na wierzch barwne widokówki
uderzały o brzeg i rozkładały się jak talia kart

a potem pochyleni coraz bardziej nad szkłem stolika
zbliżali ku sobie uszka filiżanek
aż wpadł w nie ciemny błękit i zatonął

1 komentarz:

  1. urocze - wiesz co mi tylko zgrzyta? w 3 wersie "to", w 7 "swoje", a tą ostatnią myśl tak mi się lepiej czyta: "a potem pochyleni coraz bardziej nad szkłem stolika/zbliżali do siebie uszka filiżanek/aż wpadł w nie ciemny błękit i zatonął." - :) a zdjęcie jakie piękne :)!

    OdpowiedzUsuń