jest taka krawędź miasta
na której zwisasz od niechcenia
i rozbujane masz
na świat ramiona
zagarniasz wieże świątyń
pod połać rozwianego płaszcza
i spadasz do stóp czarnych
kałuż z rozbryzgiem gwiazd
jest taka krawędź miasta
o którą tępisz ostrość słów
a cień z jej drugiej strony
strzyże czarne włosy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz