piątek, 17 stycznia 2014

miesiąc miodowy



'z poezją jej do twarzy z twarzą do reszty'
'spędzenie kilku minut w jej towarzystwie to bajka'
'wilk zjadł czerwonego kapturka ale niecałkiem"

jest bosko! wypożyczenie maszynki do medytacji
tylko dwa euro za resztę pościsz cały dzień
przytulasz mnie mocno od ud aż po kostki
jesteś moim źródłem ciepła i rozkoszy

resztki z czerwonego kapturka rozsypały się
po tajskiej podłodze wołają 'znajdź mnie'
taka zabawa jest ci na rękę nawet na obie
spod łóżka wyciągasz spinkę i szepty w ucho

niesiesz mnie potem na swoją łódź
wyrywam się trochę i słabnę
chciałabym żebyś nosił mnie całe lato
'jest lekka jak kosz z jabłkami'

ześlizujesz się w przestrzeń nieba
akurat było wszędzie rozlane
żal nie spróbować nieoddychania
gdy wokół tyle lazurowej wody

boję się głębi tej pod nami
ty boisz się głębi we mnie
'czerwony kapturek zostanie matką'

bajka zatacza coraz szersze kręgi
kochasz mnie ale niecałkiem

piątek, 10 stycznia 2014

pięcioksiąg: IV księga powtórzeń


zaprawdę powiadam wam poeci
cierpimy zamknięci w szklanych kulach
przychodzi dziecko lub matka - odwraca kulę
i zmienia strzałkę czasu: oto jest dzień dwa dni później
leżymy w gorącym kwarcu piasku lub w ciemni wąskiego pokoju

albo sto lat później gdy już opustoszały wielkie miasta
sczezły platformy wiertnicze: czas jest tylko proroctwem
krzywo zapisanym na czerpanym papierze
nie trzeba o niego dbać tak jak on
nie dba o nic co ludzkie

dlatego wypełni się słowo:
ojciec poezji stanie się swoim dzieckiem
karmić będzie ranną bezradność chodzić wokół łoża
składać ofiary i palić nieustannie
jakże daremny jego trud

proroctwo moje jest dla was takie:
od nagasaki  po mururoa promienna będzie poezja
albowiem przyjdzie dzień  boskiej cząstki szczęścia
aż do skończenia wszechświata
aż dziecko lub matka odwróci kulę

czwartek, 2 stycznia 2014

pięcioksiąg: II księga miłości











przyjdź do mnie wszystek
utrudzony i bezsenny
z zębami długości poezji
do miodnych piersi
do brzęczących muzyką ud

przyjdź zmierzchem świtem
zaskomleniem a ja się ucieszę
zaświadczam to wiecznie piórem
ja niżej podpisana

miłość jest piątym kołem w teorii strun
rżnie czasoprzestrzeń kozikiem na kawałki
co weźmiesz to twoje reszta oddala się
jednostajnie

uciekłszy grawitacji jestem
tysiącem wyzwań i cnót
dla ciebie będę jedna
spod żebra
twojego

niedziela, 29 grudnia 2013

na krawędzi życia



we dwoje to nie jest to samo co dwa razy w pojedynkę
płacisz w kasie i boli bardziej kiedy mniej
ceny familijne smakują za to śmiechem z cytryną

świętami rozbrzdękują się dzieci
dzwoneczki u ich sennych sań
odchodzą w niebyt kiedy zapadasz w noc

jest ciemno jak w dobie reform
zamykasz oczy na siedem spustów
na jasnej dłoni dziecka powstaje słońce

niedziela, 1 grudnia 2013

płodność



płodność to błogosławieństwo
czystego umysłu
sięganie do dna
z którego wylewa się
nowe

nici zdarzeń
nadają kszałt
zagarniętej przestrzeni

dochodzę do krawęðzi siebie
przesuwam dalej
nieskończoność
twoje poszukiwanie
mojego ja

za horyzontem zdarzeń
odkrywamy że jesteśmy
jedną linią
ciągłą

poniedziałek, 4 listopada 2013

random access memory





gdzieś tam mecz gdzieś tam huragan
wojna i śmietnik słowny
gdzieś tam krzyk gdzieś płacz
śmiech i dziecięcy świat

tu dotyk mojej dłoni pośród kolan
zapach utraconego raju
zapomnijmy sobie co złego
co dobrego utulmy w ciepłym puchu

jesteś tym o czym myślisz
mną jeśli chcesz bądźmy sobie wierni
w niedziele i dni powszednie
po obiedzie i przed śniadaniem

już lepiej bądźmy
skoro jesteśmy
random access
memory

piątek, 18 października 2013



podobno brzoza smoleńska i sosna kabacka mogą nas rozdzielić
nie wiem czy słyszałeś jak wielką siłę mają wątłe źdźbła na Monte Cassino
małe zmarszczki na wodzie poprzedzające biały szkwał
kropla potu na czole przywódcy
maleńki atom strącony w otchłań reaktora

aż dziw że dalej żyjemy

czwartek, 17 października 2013

 
 
była najlepsza
w zbieraniu szpilek zasypuje swój ból 
zapomina na wiecznośc którą poznał 
pod jednym matterhorn 

wyrywanie jej z siebie 
zostaje mniej niż pół niż cwierc 
boski skowyt przez igłę w sam środek ust 
eksplozja powstrzymana
na środku placu tiananmen 

była najlepsza 
po niej szukac kamieniem w jeziorze 
schodzic nogi do ud po pustej stronie księżyca
rozpinac siec neuronów przez wielki spokój 
głuchą połac hiroszimy

poniedziałek, 9 września 2013

poza krawędź horyzontu


stukam ołówkiem  w plan wielkiego
statku ale to niezupełnie jest tak
mam w głowie łódki tratwy i zapałkę
z której pomocą popłyniemy wpław

to się nie stanie dzisiaj ale się stanie
jeśli nie możesz mnie zobaczyć
to właśnie temu że wyprzedzam czas
cierpliwość nie jest wcale moją stroną

gdzieś za krawędzią horyzontu
język wyraża świt i cichy zmierzch
usta - śpiew morza i szum nieba
abyś zrozumiał całym ciałem

piątek, 9 sierpnia 2013

na krawędzi snu

ten odległy sen jest żywy i przychodzi ukradkiem
odchodzi z trzaskiem wielkich drzwi dnia
JEST bardziej niż naprawdę moj i twój
kończy się ze switaniem zaczyna ze zmierzchem

na górze wstyd i lęk o słowo niewypowiedziane
poniżej niewyjawiona czułośc nierozkwitła i blada
pod łóżkiem kres ziemskich spraw popiół i kurz

gazeta z nekrologiem poety moc życzeń ucałowań
początek i koniec odległe od siebie o kilka godzin
jest wzór niebieskiego anioła na ścianie u wezgłowia

jest miłośc na ostatni akt zrodłowy rękopis i notatki
nie wiemy czego mamy się trzymac w kwestii obu ról

i nagle jestem jak wyspa dla gorących pocałunkow
spadają perseidami w tę sierpniową noc
drżę garścią wszystkich czułych strun...

ty jestes mój mojzesz - przechodzisz dla mnie morze
przynosisz księgi słów i dwa przykazania
kochaj i śpij



u progu żniw



ostatni taki dzień
będzie się rozciągał w tobie
kiedy jeszcze na wyciągnięcie ręki
a już cicho i wcale nie

najbardziej płodny dzień
u progu rozpaczy zechcesz cofnąc
cały świat zebrac w nasienie
przyniesc ziarno i upuścic tu u stóp

lecz ja będę cicha jak studnia
bez dna bez oczu bez słów
beze mnie

poniedziałek, 29 lipca 2013

na krawędzi łóżka



przeczuwasz podświadomie 
krawędz łóżka to jest koniec

historii nie opowiada się byle komu
miłości na dwie pełne dłonie

zagarnąłeś sobie ile mogłeś
zasłonę z okna razem z drogą mleczną

kawę stawianą cicho na stoliku
która udaje że ma włoskie serce

nie oddychasz żeby nie zbudzić
szczęścia albowiem ma ostrą krawędź     

poniedziałek, 8 lipca 2013

na krawędzi przeszłości
















R.

nie życzę tobie wcale źle tyle że
sobie życzę teraz dobrze a jedno
w parze z drugim iść nie może

prawdziwe szumi stąd aż dotąd morze
za nami błękit i różane zorze wieczór
prześcieradłami znów się kłębi

zmusiłam przeszłość by odeszła
nie lubię czekać ona też mnie
nie lubiła zresztą

popijam kawę nawet na spanie
spokojem we mnie się rozlewa zanim
wtulam się w czarną  noc

wtorek, 18 czerwca 2013




drżąca jest moja delikatnośc i nieśmiała
podlewasz ją winem a ona śpiewa arie
lirycznie na nie na tak na jeszcze jeszcze

przy każdym stopniu oliwka balsamiczna
rozgniatasz w palcach kolejny dzień
który nie kończy się zmierzchaniem

takich słów nikt dotąd mądry nie wynalazł
i nie ma dla nas lądu są tylko ziemie nieodkryte
jest za to kolumb więc zmieniamy mu pieluszki

kiedy wyrośnie spojrzymy słońcem na nasze
umęczone dłonie siądziemy gdzieś na krańcu raju
na wspólne wieczne zapatrzenie





poniedziałek, 6 maja 2013

na krawędzi cyklotronu












projekt nazywa się szumnie cyklotron protonowy
tyle w nim pozytywnej energii że nie dajesz wiary
 
trafia cię raz po raz z furią podrywa elektrony
zasysa z powietrza każdy jon niemego buntu

rozpięty na magnetycznej tarczy cyklotronu
poddajesz się fizyce całkowicie i ostatecznie

i nie rozumiesz ani słowa
i jesteś mi strasznie obcy

wtorek, 16 kwietnia 2013

highway


chcę z tobą żyć pełnią życia niczego sobie nie odmawiać
i wtedy właśnie przychodzi koniec filmu
jedziemy autostradą wystawiam rękę za okno
chwytam deszcz

niedziela, 7 kwietnia 2013

poza granicę wydania



wydam się wydam nie pytajcie mnie o to
w kółko chociaż właściwie nie pytacie
tylko się tak wydaje - wspinanie
po krawędzi słów wyostrzyło czucie

wydało się wszystkim że czekamy
na lepsze czasy a one nadejdą
kiedy nas już nie będzie
i będą się czuły lepsze od nas

ten cały matrix arial i verdana
wysysa z nas znaki przestankowe
działamy pod wpływem bez ustanku
ciągi zerojedynkowe z przewagą zer

jesteśmy nieskończonym programem
podtrzymania czasu i przestrzeni
tak się nam przynajmniej wydaje