muszę przetrwać do końca dnia
do końca deszczu i do końca zupy
potem będzie już łatwiej
pleść swoje trzy po trzy
niezauważenie poza
pleść warkocze
a potem ubrać sukienkę
zebrać głosy za życiem
rozpisać plan na cyklotron
złożyć równanie wody na Marsie
- wystarczy tylko przetrwać
do końca dnia
poniedziałek, 16 grudnia 2019
niedziela, 15 grudnia 2019
jestem ja
jest zima bez śniegu
są usta bez pocałunku
jest niebo bez końca
jestem ja
gdyby spieniężyć nasze lęki
zgniłe fundusze mogłyby obrać nowy kierunek
dla całej ludzkości
gdyby naszą egzystencję sprowadzić do miłości
byłoby nas stać na miód i mleko
i różowe pieluszki
dlaczego nie kochasz swojego dziecka
choć ono kocha cię od zawsze
zanim się urodziło
jestem ja. jestem ja
znajdę stajenkę pośród chmur
będą się kłaniać trzej mistycy ze wschodu
będzie się snuć zimowa baśń pięcioksięgu
synonimy o żeńskich końcówkach
dopóki jestem ja
są usta bez pocałunku
jest niebo bez końca
jestem ja
gdyby spieniężyć nasze lęki
zgniłe fundusze mogłyby obrać nowy kierunek
dla całej ludzkości
gdyby naszą egzystencję sprowadzić do miłości
byłoby nas stać na miód i mleko
i różowe pieluszki
dlaczego nie kochasz swojego dziecka
choć ono kocha cię od zawsze
zanim się urodziło
jestem ja. jestem ja
znajdę stajenkę pośród chmur
będą się kłaniać trzej mistycy ze wschodu
będzie się snuć zimowa baśń pięcioksięgu
synonimy o żeńskich końcówkach
dopóki jestem ja
Paskal odlatuje
od patrzenia. od patrzenia ciepło
od patrzenia ciepło rosną mu skrzydła u ramion
wzrok unosi go pod niebo jasne
wymalowane sokiem z chabrów
tak. w słowach jest moc. w słowach jest moc
stwarzania, rodzenia i umierania
Paskal rodzi się co kilka dni na nowo
na jej kolanach. w jej słowach
są maleńkie ziarna prawdy
słodkie niczym miód z goryczką
po nich nie można umrzeć.
poziom nieśmiertelność
od patrzenia ciepło rosną mu skrzydła u ramion
wzrok unosi go pod niebo jasne
wymalowane sokiem z chabrów
tak. w słowach jest moc. w słowach jest moc
stwarzania, rodzenia i umierania
Paskal rodzi się co kilka dni na nowo
na jej kolanach. w jej słowach
są maleńkie ziarna prawdy
słodkie niczym miód z goryczką
po nich nie można umrzeć.
poziom nieśmiertelność
wtorek, 10 grudnia 2019
Paskal głęboko w lesie
jesień. jedziemy autem
benzyna pieni się na zakrętach
a wokół las i las i las
i wstążki szarych dróg
wjeżdżamy głębiej w nas
jest ciemniej i chłodniej
młode drzewka rozsypane
jak zapałki po letniej burzy
przystańmy, proponuję
przystajemy. Paskal wysiada
opiera się o karoserię
i sypie tytoń do fajki
jego świat budzi się właśnie
do życia. wchodzimy między drzewa
powstają przed nami stwory
jak z mrocznych baśni
powyginane konary obejmują
teraz nasze ludzkie sprawy
z północy nadciąga mgła
i zjada drugi plan
dziki śmiech Paskala
zwołuje wilki
benzyna pieni się na zakrętach
a wokół las i las i las
i wstążki szarych dróg
wjeżdżamy głębiej w nas
jest ciemniej i chłodniej
młode drzewka rozsypane
jak zapałki po letniej burzy
przystańmy, proponuję
przystajemy. Paskal wysiada
opiera się o karoserię
i sypie tytoń do fajki
jego świat budzi się właśnie
do życia. wchodzimy między drzewa
powstają przed nami stwory
jak z mrocznych baśni
powyginane konary obejmują
teraz nasze ludzkie sprawy
z północy nadciąga mgła
i zjada drugi plan
dziki śmiech Paskala
zwołuje wilki
poniedziałek, 9 grudnia 2019
Z Paskalem na peronie
stoimy na peronie
jest upał ale w plamach cienia
daje się ustać przez chwilę
za moment wjedzie kolej
oddalimy się z tego miejsca
miasto płonie, zasysa
pod wiatą zaduch owoców
życie miesza się ze śmiercią
na betonowych placach
Paskal sięga mojego ucha
nadgryza delikatnie
wstydzę się ale to nic -
nie widać nas zza ściany upału
na ławce kładzie bluzę
siadam na niej i w udach
czuję miękkość materiału
jest skwar i wszystko wilgotnieje
jest skwar i parujemy
jest skwar i za chwilę
zlejemy się w jedną kulę
ognistej materii
pomkniemy dysząc
w przestrzeń kosmosu
jest upał ale w plamach cienia
daje się ustać przez chwilę
za moment wjedzie kolej
oddalimy się z tego miejsca
miasto płonie, zasysa
pod wiatą zaduch owoców
życie miesza się ze śmiercią
na betonowych placach
Paskal sięga mojego ucha
nadgryza delikatnie
wstydzę się ale to nic -
nie widać nas zza ściany upału
na ławce kładzie bluzę
siadam na niej i w udach
czuję miękkość materiału
jest skwar i wszystko wilgotnieje
jest skwar i parujemy
jest skwar i za chwilę
zlejemy się w jedną kulę
ognistej materii
pomkniemy dysząc
w przestrzeń kosmosu
Paskal i ognisko
od wczoraj jestem w ciąży
za wcześnie żeby o tym mówić
Paskal bryka jak koziołek
przerzuca pnie drzew
układa z nich ognisko
będzie mnie dzisiaj grzać
stopy marzną najbardziej
są daleko od serca
teraz jednak jest ciepło
patrzę na niego z czułością
wczoraj moje "ja"
podzieliło się na pół
dusza dziecka mości się
we mnie i śpiewa
mamo, jesteś piękna
kiedy wieczorem Paskal
postanawia wyjechać
dusza maleństwa
łączy się z moją
i na pożegnanie
grzejemy się razem
przy ostatnim pieńku
za wcześnie żeby o tym mówić
Paskal bryka jak koziołek
przerzuca pnie drzew
układa z nich ognisko
będzie mnie dzisiaj grzać
stopy marzną najbardziej
są daleko od serca
teraz jednak jest ciepło
patrzę na niego z czułością
wczoraj moje "ja"
podzieliło się na pół
dusza dziecka mości się
we mnie i śpiewa
mamo, jesteś piękna
kiedy wieczorem Paskal
postanawia wyjechać
dusza maleństwa
łączy się z moją
i na pożegnanie
grzejemy się razem
przy ostatnim pieńku
Paskal i niecórka
Paskal spłodził syna, naprawił dach
i zamieszkał na poddaszu
zaczął żyć życiem bohemy
zapuścił korzenie
proszę go odtąd by wynosił śmieci
raz dziennie i dwa razy w sobotę
- za dużo ich między nami
lubimy przecież czarną pustkę i nicość
miażdży wtedy orzechy
w uścisku silnych palców
patrzy tak jakby linia wzroku
była naszą linią ostrzału
myślę jeszcze o córce
ale tylko w niedzielę
przytulam ją do czarnego serca
kiedy cicho kwili...
i zamieszkał na poddaszu
zaczął żyć życiem bohemy
zapuścił korzenie
proszę go odtąd by wynosił śmieci
raz dziennie i dwa razy w sobotę
- za dużo ich między nami
lubimy przecież czarną pustkę i nicość
miażdży wtedy orzechy
w uścisku silnych palców
patrzy tak jakby linia wzroku
była naszą linią ostrzału
myślę jeszcze o córce
ale tylko w niedzielę
przytulam ją do czarnego serca
kiedy cicho kwili...
wtorek, 3 grudnia 2019
Paskal i kolacja
jestem czysta
nie przechowuję w sobie złych myśli
żadnych nadmiernych słów
jestem koszerna
Paskal obiera ziemniaki
spod jego palców i ostrego scyzoryka
wypadają długie spirale Fibonacciego
plaskają w dno miski
jestem czysta
nie oceniam człowieka
który ubił wołu na kolację
którą spożyjemy w milczeniu
moje poświęcenie
nie jest tak wielkie jak jego
jestem czysta od sprzeciwu
wymówek i pytań
trochę jak Izaak
nie przechowuję w sobie złych myśli
żadnych nadmiernych słów
jestem koszerna
Paskal obiera ziemniaki
spod jego palców i ostrego scyzoryka
wypadają długie spirale Fibonacciego
plaskają w dno miski
jestem czysta
nie oceniam człowieka
który ubił wołu na kolację
którą spożyjemy w milczeniu
moje poświęcenie
nie jest tak wielkie jak jego
jestem czysta od sprzeciwu
wymówek i pytań
trochę jak Izaak
Paskal w zadumie
powietrze gęstnieje i przestaje obłędnie wirować
rozpływa się w szarej mgle mój zapach
Paskal staje wtedy w zadumie
zaduma zastaje go w tramwaju
albo w tunelu, zamraża
i oblewa mu wrzątkiem serce
Paskal klęka
to nie tak, że czegoś mu brak
ma wszystko
Paskal i arka
budujemy arkę, ja sprzątam
a Paskal kleci coś z drewna
wokół walają się wióry
pachnie życiem
rozwiercanym do żywego
z tego bałaganu coś powstanie
trzeba mocno w to wierzyć
i ja przecież wierzę
pierwsza okazuję podziw
a potem idę po miotłę
kiedy wybiegam w przyszłość
arka przybiera różne wzory
kolejność desek zmienia się
algorytmicznie ale nijak
nie mogę jej zobaczyć
muszę się zdać na budowniczego
a on zastyga z dłutem w ręku...
planuje teraz skok w nadprzestrzeń
ma większe sprawy na sercu
mała, bądź cierpliwa
więc jestem, dla Paskala
jestem aniołem
bo on jest dla mnie
jak młody Noe, mówię sobie
dzięki niemu przetrwamy
a Paskal kleci coś z drewna
wokół walają się wióry
pachnie życiem
rozwiercanym do żywego
z tego bałaganu coś powstanie
trzeba mocno w to wierzyć
i ja przecież wierzę
pierwsza okazuję podziw
a potem idę po miotłę
kiedy wybiegam w przyszłość
arka przybiera różne wzory
kolejność desek zmienia się
algorytmicznie ale nijak
nie mogę jej zobaczyć
muszę się zdać na budowniczego
a on zastyga z dłutem w ręku...
planuje teraz skok w nadprzestrzeń
ma większe sprawy na sercu
mała, bądź cierpliwa
więc jestem, dla Paskala
jestem aniołem
bo on jest dla mnie
jak młody Noe, mówię sobie
dzięki niemu przetrwamy
poniedziałek, 2 grudnia 2019
Paskal i ślady na piasku
Paskal skradł serca głuptaków
rozsypał je po zmrożonym piasku
wiatr oprószył śniegiem
jest ofiarnie
siedzimy - on je wieczerzę
z papieru wyciąga bochen
papier szybuje latawcem
i wpada na fale
potem idziemy bez słowa
niby to naprzód
stawiamy kroki na piasku
blisko siebie
ziemia nie daje odpowiedzi
choć wpatruję się w nią
aż pieką powieki
a łzy moczą rękawiczkę
Paskal całuje na pożegnanie
tak mocno że czuję
niebieskie światło
Kasjopei
szczypie w policzki
a potem mówi jakieś
mądre zdanie
mała, że coś tam...
serca głuptaków
skrzą się bo mróz
obejmuje mnie teraz
w posiadanie
rozsypał je po zmrożonym piasku
wiatr oprószył śniegiem
jest ofiarnie
siedzimy - on je wieczerzę
z papieru wyciąga bochen
papier szybuje latawcem
i wpada na fale
potem idziemy bez słowa
niby to naprzód
stawiamy kroki na piasku
blisko siebie
ziemia nie daje odpowiedzi
choć wpatruję się w nią
aż pieką powieki
a łzy moczą rękawiczkę
Paskal całuje na pożegnanie
tak mocno że czuję
niebieskie światło
Kasjopei
szczypie w policzki
a potem mówi jakieś
mądre zdanie
mała, że coś tam...
serca głuptaków
skrzą się bo mróz
obejmuje mnie teraz
w posiadanie
czwartek, 31 października 2019
wiatr
tymczasem tunel wiatrowy
a wiatru ci u nas dostatek
przyjm ten nagi wiatr od morza
niech ci sprzyja
rozwiewa włos i obyś nie wyłysiał
obyś włosami muskał jej skroń
pochylając się nad czerwienią ust
tymczasem wiatr od morza
pachnie solą i wolnością
w tunelu jest ptak
a w moich snach
mówię kocham
do niego
piątek, 25 października 2019
***
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
idziemy pomiędzy konarami starych drzew
las wypłaszcza się dywanem nad samą wodę
szeleści historiami sprzed dwustu lat
jakieś powstania upadki wojny światów
dziki jest umysł kiedy trafia w objęcia gałęzi
nie zlicza chrzęstów kości i przecinania lisich dróg
stłoczenie życia oddech narodzin i ścierwa
przenika do płuc i wyzwala prawdziwość
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
boją się stawiać pierwsze kroki boją ostatnie
zapatrują się w niebo gdy tu spod nóg
wypływa wartki strumień znaków
maleńkie zawiązki pośród zgniłych liści
szyszki pękate od nasion zgniecione
zdeptane nogą nieuważnych wędrowców
którzy nie potrafią przystanąć w porę
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
idziemy pomiędzy konarami starych drzew
las wypłaszcza się dywanem nad samą wodę
szeleści historiami sprzed dwustu lat
jakieś powstania upadki wojny światów
dziki jest umysł kiedy trafia w objęcia gałęzi
nie zlicza chrzęstów kości i przecinania lisich dróg
stłoczenie życia oddech narodzin i ścierwa
przenika do płuc i wyzwala prawdziwość
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
boją się stawiać pierwsze kroki boją ostatnie
zapatrują się w niebo gdy tu spod nóg
wypływa wartki strumień znaków
maleńkie zawiązki pośród zgniłych liści
szyszki pękate od nasion zgniecione
zdeptane nogą nieuważnych wędrowców
którzy nie potrafią przystanąć w porę
ci którzy mówią źle o miłości nie potrafią kochać
środa, 16 października 2019
Ciemnia
Idzie ta ciemnia głucha
Przeszywa dreszczem dżdżu
Blaskiem rozlanych świateł
Kroczy mgłą zaciężną
Przeszywa dreszczem dżdżu
Blaskiem rozlanych świateł
Kroczy mgłą zaciężną
Spodziewa się i nadziewa
Nadzieją kruchą i topliwą
Woskiem konfesji
I zmazanych napisów
Znaczy igłami jodeł
Kwiatami rozchodników
Chrzęści oddechem lasu
Pełnym rozmiękłych snów
Idzie ku nam
Wstecz się nie obraca
I ścieli się pod nogi
Moskwa i Stalingrad
Martwych żuków
Wśród nich ty
Nagi
Ubogi
W duchu
Nadzieją kruchą i topliwą
Woskiem konfesji
I zmazanych napisów
Znaczy igłami jodeł
Kwiatami rozchodników
Chrzęści oddechem lasu
Pełnym rozmiękłych snów
Idzie ku nam
Wstecz się nie obraca
I ścieli się pod nogi
Moskwa i Stalingrad
Martwych żuków
Wśród nich ty
Nagi
Ubogi
W duchu
poniedziałek, 14 października 2019
Słońce
Słońce ostre tak
że wycina przerębel
W szybie auta
Sięga mackami wyciąga na świat
Teraz już świecę
Promienie alfa beta gamma
rozpadam się w drobny mak
Syria ginie gołębiem
pod kołem mojego...
A jeszcze dzień wcześniej
Nie znaliśmy słowa śmierć
A trzy dni wcześniej
Ssaliśmy matkę naturę
Jej łono rozkładało się
we wszystkich wolnych
przestrzeniach duszy
Był świt
Kiedy stawało się
w drzwiach wolności
I zaczynało na nowo
A teraz słońce pazerne
Wyjada ze środka
Cały środek
że wycina przerębel
W szybie auta
Sięga mackami wyciąga na świat
Teraz już świecę
Promienie alfa beta gamma
rozpadam się w drobny mak
Syria ginie gołębiem
pod kołem mojego...
A jeszcze dzień wcześniej
Nie znaliśmy słowa śmierć
A trzy dni wcześniej
Ssaliśmy matkę naturę
Jej łono rozkładało się
we wszystkich wolnych
przestrzeniach duszy
Był świt
Kiedy stawało się
w drzwiach wolności
I zaczynało na nowo
A teraz słońce pazerne
Wyjada ze środka
Cały środek
środa, 11 września 2019
wiersz o szczęściu
następny wiersz będzie o szczęściu
obiecuję
smutek nie może trwać długo bo nudzi
najbardziej oddanych
przyjaciół
napiszę o szczęściu
które napotkam
za rogiem - lawinę światła
zaciężne wojska jabłonek
widok z wierzchołków wzgórz
będą tam ludzie z dawnych lat
powiedzą że zawsze mnie kochali
że byłam gwiazdą na ich niebie
aż niebo zawiśnie miękko
pod głową - namacalnie
czasem martwi mnie to że się nie martwię
o jutro
czy będzie mnie komu objąć
zamknąć usta ustami
obiecuję
smutek nie może trwać długo bo nudzi
najbardziej oddanych
przyjaciół
napiszę o szczęściu
które napotkam
za rogiem - lawinę światła
zaciężne wojska jabłonek
widok z wierzchołków wzgórz
będą tam ludzie z dawnych lat
powiedzą że zawsze mnie kochali
że byłam gwiazdą na ich niebie
aż niebo zawiśnie miękko
pod głową - namacalnie
czasem martwi mnie to że się nie martwię
o jutro
czy będzie mnie komu objąć
zamknąć usta ustami
czwartek, 5 września 2019
Wieczorem
Tego dnia kiedy żyły miasta
Wypełniły się tętnem i bezdechem
Świetliste smugi świateł
Zwiedzały sieć ślepych ulic
Tej nocy kiedy księżyc
Opadał chropawym basem na dachy
Kruszył się mech po dachówkach
I mazał pędzlem kałuże
Tego poranka
Gdy morze szukało brzegu
Macało czubkami palców
Drobne ziarenka piasku
Tego właśnie dnia
Obudziłam się
I byłeś
Wypełniły się tętnem i bezdechem
Świetliste smugi świateł
Zwiedzały sieć ślepych ulic
Tej nocy kiedy księżyc
Opadał chropawym basem na dachy
Kruszył się mech po dachówkach
I mazał pędzlem kałuże
Tego poranka
Gdy morze szukało brzegu
Macało czubkami palców
Drobne ziarenka piasku
Tego właśnie dnia
Obudziłam się
I byłeś
wtorek, 3 września 2019
***
Nie umiem nienawidzić ciebie
Nienawidzę więc twojej zmienności
- Paliłeś już kiedyś mosty i budowałeś je znowu
Z zapałek - drżącymi z rozpaczy palcami
Nienawidzę twojego ja
Które wyjada środek przez wszystkie dni robacze
Wystawia łeb przez lewe oko i krzywi się tobą
Przez usta wypluwa złość na otwartą chustkę dłoni
Skręca cię wtedy w bólach a kiedy się prostujesz
Ciało nie wpasowuje się w moje i zaczynasz schnąć
Pachniesz strachem z dna studni i wodą której pożądasz
Uwolniony konik polny skacze po łące i nie ma szansy na cud
Nienawidzę więc twojej zmienności
- Paliłeś już kiedyś mosty i budowałeś je znowu
Z zapałek - drżącymi z rozpaczy palcami
Nienawidzę twojego ja
Które wyjada środek przez wszystkie dni robacze
Wystawia łeb przez lewe oko i krzywi się tobą
Przez usta wypluwa złość na otwartą chustkę dłoni
Skręca cię wtedy w bólach a kiedy się prostujesz
Ciało nie wpasowuje się w moje i zaczynasz schnąć
Pachniesz strachem z dna studni i wodą której pożądasz
Uwolniony konik polny skacze po łące i nie ma szansy na cud
Pustka
Ruszyć się z domu
Zastygnąć we wnętrzu
Pęknąć w drodze
Mój umysł poszukuje pustki
A kiedy ją odnajduje
Nowo poznana
Staje się zazdrosna
O mężczyznę kobietę
I dziecko
Zwłaszcza o dziecko
Co dzień
Potrzebuje mnie bardziej
Przestają jej wystarczać
Listy napisane piórem
Książki z szarymi zakładkami
A także biel suszonych
Przed zmierzchem prześcieradeł
I cisza sierpniowej nocy
Dlatego staję na środku
Spokoju i mówię
Od teraz jestem twoja
Pustko
Zastygnąć we wnętrzu
Pęknąć w drodze
Mój umysł poszukuje pustki
A kiedy ją odnajduje
Nowo poznana
Staje się zazdrosna
O mężczyznę kobietę
I dziecko
Zwłaszcza o dziecko
Co dzień
Potrzebuje mnie bardziej
Przestają jej wystarczać
Listy napisane piórem
Książki z szarymi zakładkami
A także biel suszonych
Przed zmierzchem prześcieradeł
I cisza sierpniowej nocy
Dlatego staję na środku
Spokoju i mówię
Od teraz jestem twoja
Pustko
piątek, 30 sierpnia 2019
rewizja prognozy
prognozy są nadzwyczaj dobre
wszystko się rozpadło i zepsuło
cóż więcej można schrzanić?
wszystko się rozpadło i zepsuło
cóż więcej można schrzanić?
Subskrybuj:
Posty (Atom)